| |
Husaria - broń pancerna XVII wieku
Od
husarzy wymagano nie tylko zręczności w posługiwaniu się kopią czy koncerzem,
ale także szybkiej oceny sytuacji na polu walki. Dowódca szarży musiał zawsze
brać pod uwagę teren, zależny od wyszkolenia poziom umiejętności swoich ludzi, a
także możliwości koni. Dobór tych ostatnich stanowił nie lada problem. Były to
rosłe i silne półkrwi araby, siodłane na sposób wschodni, nie ugniatający
kręgosłupa zwierzęcia, co pozwalało unieść znacznie większy ciężar. Szkielet
siodła polskiego miał po bokach dwie płaskie poziome deski, opierające się o
boki konia, co dawało sporo wolnej przestrzeni między siedzeniem jeźdźca a
grzbietem wierzchowca. Właśnie dzięki temu ciężar wyposażenia ochronnego nie
wpływał ujemnie na tempo manewrów. A składał się na nie m.in. ważący 8–9 kg
napierśnik o grubości dochodzącej do 7–8 mm, który przy początkowej słabej
celności i małej skuteczności broni palnej zabezpieczał jeźdźca przed kulami.
Przeprowadzenie szarży wymagało podejścia do przeciwnika na odległość kilkuset
metrów. W obawie przed skutkami salwy szeregi rozrzedzano, ścieśniając je
dopiero w ostatniej fazie przed starciem. Zwykle podchodzono do nieprzyjaciela
na odległość kilkuset metrów. Kłusem pokonywano pierwsze 200–300 m, przez
kolejne 80–100 m jeźdźcy zmuszali konie do galopu, zwierając jednocześnie
szeregi, by na ostatnich 60–80 m przejść w cwał, wbijając się w szeregi wroga.
Dobry dowódca nie zwiększał tych odległości, gdyż po udanej szarży jeźdźców
czekała go pogoń za uciekającymi albo – w razie klęski – konie musiały wynieść
swych panów z pola bitwy. Jeśli, jak pod Kłuszynem, niektóre roty husarskie
szarżowały nawet ośmio- czy dziesięciokrotnie, to oszczędzanie sił końskich było
koniecznością.
Bronią zaczepną była mierząca 4–5 m kopia, po której skruszeniu chwytano za
koncerz. Husarze posiadali pistolety, a nawet muszkiety. Jak pisał Szymon
Starowolski: husarz drzewko porzuciwszy, służy za rajtara, zbroję zdjąwszy, za
kozaka stanie.
ZŁOTA ERA
Swe walory husaria wykazała w wojnach polsko-szwedzkich w Inflantach. Jej
wyższość nad karakolującą jazdą czy stosującą kontrmarsz piechotą potwierdziła
bitwa pod Kircholmem 27 września 1605 roku. Nieliczne roty husarskie Wincentego
Woyny wraz z rajtarią kurlandzką związały walką ponad 3 tys. piechoty szwedzkiej
w centrum, podczas gdy klęskę Szwedom zadały uderzenia jazdy polsko-litewskiej
ze skrzydeł. Na lewym Tomasz Dąbrowa, mający 910 jeźdźców (w tym 300 husarzy),
zniósł zgrupowanie Fryderyka Mansfelda liczące 1 tys. rajtarów, na prawym zaś
Jan Piotr Sapieha rozgromił rajtarów szwedzkich pod Henrykiem Brandtem (1200
ludzi). Nie pomogło użycie szwedzkiego odwodu, tym bardziej że w bok rajtarii
ścierającej się z rotami sapieżynskimi uderzyły dwie chorągwie z drugiego rzutu
Chodkiewicza, dowodzone przez Teodo-
ra Lackiego. Wynik starcia był przesą-dzony, a tratowana przez uciekających
własnych jeźdźców piechota szwedzka została kompletnie unicestwiona.
Wielką rolę odegrała husaria w bitwie pod Kłuszynem 4 lipca 1610 roku, gdy
rozbiła siły szwedzko-moskiewskie. Tym razem nie udało się przełamać ugrupowania
nieprzyjaciela wstępną szarżą z powodu trudnych warunków terenowych. Opisał je
hetman Stanisław Żółkiewski w Progressie wojny moskiewskiej: Płot był między
nami długi, jako się wyżej wspomniało. Dziury jednak były w onym płocie, tak iż
nam, gdyśmy do nich na potkania szli, przyszło onymi dziurami wypadać. Uczestnik
bitwy, towarzysz chorągwi księcia Janusza Poryckiego Samuel Maskiewicz pisał, że
szarże trzeba było powtarzać: to jedno przypomnę, do wierzenia niepodobne, że
drugim rotom się trafiało razów óśm albo dziesięć przyjść do sprawy i potykać
się z nieprzyjacielem.
Husaria, odnosząca sukcesy w pierwszej połowie XVII wieku w walkach ze Szwedami
i Moskwą, znacznie mizerniej prezentowała się na teatrze ukraińskim, gdzie
przychodziło toczyć boje z Tatarami. Ciężkie konie nie mogły dogonić lotnej
ordy, unikającej starcia z przygotowanym przeciwnikiem. Zdaniem Żółkiewskiego
(list do Wawrzyńca Gembickiego z 4 listopada 1618) Tatary gromić tak to niemal
podobna, jako kiedy by kto chciał ptaki na powietrzu latające pobić. Trafi się
czasem, że ptaka i kilku w powietrzu zabiją; toż samo jest i z Tatary. Do walki
z ordą używano więc lżejszych chorągwi uzbrojonych po kozacku, a od połowy XVII
wieku rot wołosko-tatarskich. Oczywiście, gdy nie zawiodło rozpoznanie
i przeciwnik musiał bronić kosza z jasyrem, husaria znosiła czołowym atakiem
czambuły, jak pod Martynowem w 1624 i Ochmatowem w 1644 roku.
OZNAKI ZMIERZCHU
W czasie wojny ze Szwedami w Prusach Królewskich blask husarii nieco
przygasł. Pierwszą jej porażką zakończyła się bitwa pod Gniewem we wrześniu 1626
roku. Zbroje ochronne przestały chronić towarzystwo przed śmiercią. Już w
trakcie kłusu na Polaków posypał się grad kul armatnich (pociski kartaczowe
donosiły do ok. 300 m) i muszkietowych (donosiły skutecznie do 250 m). Zapewne
na szwedzką nawałę ogniową złożyło się kilka salw muszkietowych odpalonych z
bliskiej odległości (ok. 60 m). Wielkie straty pierwszego rzutu, szczególnie w
koniach, spowodowały, że następne bez ataku odstąpiły od pozycji
nieprzyjacielskich. Zaznaczmy, że w bitwie tej z ok. 3 tys. husarzy zawodowi
żołnierze stanowili tylko szóstą część, na resztę złożyły się chorągwie
powiatowe i magnackie o zróżnicowanym stopniu wyszkolenia. Nie da się jednak
ukryć, że zasadniczą wadą wojsk polskich okazał się brak artylerii i trudny
teren, uniemożliwiający rozwinięcie większej liczby rot husarskich.
Tymczasem taktyka jazdy szwedzkiej powoli upodobniła się do polskiej, co
wyraźnie widać w czasie wojny z lat 1626–1629. Rajtaria po oddaniu salwy z
pistoletów uderzała na białą broń. Przykre porażki Litwinów pod Walmojzą w 1625
oraz Stanisława Rewery Potockiego pod Górznem w 1629 roku są wymownym przykładem
efektów reform wojskowych Gustawa Adolfa. Nadal jednak pozbawiona wsparcia
ogniowego piechoty i artylerii jazda szwedzka nie mogła równać się z polską.
Nawet sam Gustaw Adolf nie ustrzegł się przykrej porażki pod Trzcianą (25
czerwca 1629).
Tak czy inaczej, wojna w Prusach pokazała, że w konfrontacji z zachodnią sztuką
wojenną Polacy pozostają w tyle pod względem organizacji działań i logistyki.
Konieczny był rozwój artylerii i inżynierii. Stąd werbunki gotowych kompanii
piechoty cudzoziemskiej, rajtarii i dragonii za granicą. Kontakt ze szwedzką i
cesarską sztuką wojenną przyczynił się do podjęcia reform w przededniu wojny
smoleńskiej z lat 1632–1634. Reformy Władysława IV: utworzenie autoramentu
cudzoziemskiego oraz rozbudowa logistyki (inżynieria, architektura wojskowa,
artyleria), tworzyły podstawy nowoczesnej armii, nie pozostającej w tyle za
siłami zbrojnymi państw walczących w wojnie trzydziestoletniej. Słuszność tych
rozwiązań podkreślał na sejmie 1634 roku hetman Krzysztof Radziwiłł. Odnosząc
się do zmiany proporcji między piechotą i jazdą na korzyść tej pierwszej,
stwierdzał: okazało się, jako mądre i potrzebne pedestrem militiam adiustar
cudzoziemskiej instytuowałeś WKMść. Bo lubo to jeszcze pierwsze tej reformacji
rudimenta były, wszakże konnemu wojsku odsieczy smoleńskiej i dalszym imprezom,
ile w tak niesposobnych, jakie tam były, miejscach, wielce pomocne, a
nieprzyjacielowi srodze straszne były.
Brak sukcesów husarii oraz ciężkie klęski ponoszone w starciach z siłami
kozacko-tatarskimi w dobie powstania Chmielnickiego, począwszy od Żółtych Wód po
Batoh, spowodowały spadek liczebny formacji husarskich. Sam Jan Kazimierz był
przeciwny rozbudowywaniu tego typu jazdy, gdyż okazała się mało elastyczna na
polu walki. Do rozpoznania walką i działań zaczepnych wystarczały roty pancerne,
do pościgu – lekkie chorągwie typu wołosko-tatarskiego. Husarze okazali się
nieprzydatni do działań oblężniczych (używano wtedy jazdy do dezorganizacji
zaplecza przeciwnika), nie nadawali się też do służby garnizonowej, odmawiając
pełnienia wart. Trudno było także zmusić towarzystwo chorągiewne do frontalnego
ataku wspomagającego piechotę przy szturmowaniu umocnień nieprzyjacielskich.
Uczestnictwo husarzy w zdobyciu Tykocina w styczniu 1657 roku należy do
chlubnych wyjątków. Zmniejszenie liczby husarzy powetowano rozbudową rajtarii i
dragonii – formacji ogniowych, wspierających działania piechoty autoramentu
cudzoziemskiego. Dla przykładu: jeśli w dobie batalii beresteckiej w 18 rotach
było 2240 koni husarskich, to w pierwszym kwartale 1655 liczba ta spadła do 822
koni w pięciu rotach.
Gdy przed sejmem czerwcowym 1654 roku ważyły się losy komputu, na ręce Jana
Kazimierza wpłynął memoriał hetmana polnego Stanisława Rewery Potockiego –
projekt powiększenia armii na potrzeby wojny z Moskwą. Zdaniem hetmana: ponieważ
z Moskwicienem sprawa, starodawna polska armatura z kopijami potrzebna jest;
rozumiałbym tedy, aby usarza było 3000, kozaków 18000, rajtaryjej 1000, piechoty
cudzoziemskiej 6000, dragonii 4000, piechoty węgierskiej 4000. W projekcie
stosunek zaciągu narodowego do cudzoziemskiego ma się jak 1 do 0,44 na korzyść
tego pierwszego. Poważne zwiększenie liczby jazdy towarzyskiej może dziwić.
Rozumiejąc to i znając przekonania króla, hetman powołuje się na specyfikę walk
z Moskwą. Faktycznie zaś przewidując znaczną liczbę zaciągu krajowego, realizuje
postulaty szlachty powtarzane w instrukcjach sejmikowych, gdzie domagano się
zmniejszenia etatów w wojsku cudzoziemskim. Chodziło o stworzenie możliwości
kariery wojskowej rzeszom średnio zamożnej i drobnej szlachty. Służba wojskowa
gwarantowała wszak możliwość awansu, a zdobyte łupy mogły podreperować niejeden
budżet rodzinny. Projektu hetmana nie zrealizowano i liczba husarzy nie
zwiększyła się.
BABIE LATO W EPOCE WOJEN TURECKICH
Znaczenie husarii nieco wzrosło w dobie potopu. Na polach praskich 28–30
lipca 1656 roku rozegrała się największa batalia tej wojny. W drugim dniu z sił
polsko-litewskich wydzielono "szpicę pancerną" w postaci 8 rot husarskich w sile
ok. 800–900 koni. Mimo nie sprzyjających warunków terenowych atak rozwijał się
pomyślnie, gdyż husarze dotarli do pierwszego rzutu sił
szwedzko-brandenburskich, wprowadzając także zamieszanie w szwadronach drugiego
rzutu. Brak wsparcia chorągwi pancernych oraz silny ogień boczny piechoty wroga
zmusił atakujących do odwrotu. W czasach potopu husaria nie miała już więcej
zabłysnąć, a pierwszoplanową rolę przejęły jednostki ogniowe z autoramentu
cudzoziemskiego, szczególnie po tym, gdy począwszy od oblężenia Torunia w 1658
roku działania przeniosły się do Prus Królewskich.
Renesans husarii nastąpił w drugiej połowie XVII wieku, w trakcie działań
przeciwko Turcji. Zwycięstwa pod Chocimiem w 1673 i Wiedniem w 1683 roku odbiły
się głośnym echem w kraju i za granicą. W przededniu kampanii przeciw Turkom,
w czasie sejmu koronacyjnego 1676 roku, Jan III przedstawił memoriał Sposób i
porządek obrony Rzeczypospolitej podczas wojny tureckiej, w którym zaprezentował
plan nowego komputu. Domagał się od sejmujących powiększenia liczby husarzy do 3
tys., ponieważ i teraźniejsza, i dawniejsza pokazała to na oko eksperiencja, że
to jest robur militiae i może się nazwać sprawiedliwie Królestwa tego decus et
praesidium, bo z nich i ozdoba, i obrona, a nade wszystko, że takiej milicjej
żaden inszy naród nie ma i mieć nie może. Ta pochwalna
opinia jest przesadzona. Świadczą o tym głosy innych współczesnych pisarzy.
Zakochany w staro-polskim sposobie wojowania Andrzej Maksymilian Fredro pisał w
swych Konsyderacyjach około porządku wojennego: kopia dobra na spiśnika pieszego
niemieckiego, na husarzów węgierskich i tureckie dzidy, dla rozerwania i
przesiągnięcia długością swoją, lecz na rajtara niemieckiego, na Kozaka
pieszego, na Tatrzyna konnego lepsza krótka rohatyna, bo dla lekkości tam i
ówdzie łatwo się z nią obrócić. Analizując przemiany jazdy polskiej w drugiej
połowie XVII wieku, Jan Wimmer zwrócił uwagę, że jej wartość bojowa stopniowo
malała, a z braku "drzewek" husarze służyli z bronią palną, upodabniając się do
arkebuzerów. Utrzymanie w kompucie koronnym tak dużej liczby husarzy tłumaczyć
należy raczej przywiązaniem szlachty do tego robur militiae niż jego
przydatnością do walk z ruchliwym przeciwnikiem – Tatarami.
UPADEK HUSARSKICH SKRZYDEŁ
Wraz z wybuchem wielkiej wojny północnej husaria stanęła ponownie przeciw
jednej z najlepszych armii europejskich – Szwedom dowodzonym przez Karola XII.
Już w bitwie pod Kliszowem (19 lipca 1702) okazało się, że nie potrafi przełamać
pozycji przeciwnika uzbrojonego w nowoczesne karabiny skałkowe. Atak na pozycje
szwedzkie wykonał pułk hetmański wraz z chorągwią husarską królewicza
Aleksandra, pod komendą por. Jana Krosnowskiego. W skład grupy uderzeniowej
wchodziły 4 roty husarskie i 6 pancernych o łącznej liczebności ok. 580 ludzi.
Mimo morderczej salwy szwedzkiej husaria dotarła do szyków wroga. Po złamaniu
kopii jeźdźcy ruszyli do ataku na białą broń, lecz nie zdołali przełamać szyku
szwedzkiej kawalerii dowodzonej przez płk. Ridderchantza. Napływające szeregi
rot pancernych nie poprawiły sytuacji. Zgodnie ze staropolską sztuką wojenną
Krosnowski wycofał swe zgrupowanie na ok. 60–80 m, aby przygotować się do nowej
szarży. Jednak piechota szwedzka zdążyła ponownie nabić broń i przywitała
atakujących nawałą ognia. Jak pisał naoczny świadek: polskie skwadrony z gołemi
brzuchami, jak na jatki prowadzone były. Resztki husarii i pancernych cofnęły
się poza zasięg ognia, kończąc tym samym swój udział w bitwie.
Inny, zapewne gorszy, materiał ludzki, coraz większy upadek morale i dyscypliny
powodowały, że strona polska nie mogła pochwalić się znaczącymi sukcesami. Honor
i reputacja nie przeszkadzały dowodzącym zgrupowaniami jazdy narodowej uciekać
przed Szwedami jak zające: dbano jedynie, aby nie dać się rozbić. Dlatego
podstawowymi działaniami wojska koronnego były walki podjazdowe. Chorągwie
husarskie nie odegrały większej roli w tego typu starciach. Zmiany w strukturze
organizacyjnej rot husarskich (zmniejszenie pocztów towarzyskich do 1–2 koni)
świadczą o postępującym zubożeniu kraju. Brak ducha walki wynikał nie tylko z
przewagi taktycznej wojsk szwedzkich, ale przede wszystkim z niewiary we własne
siły przy przewadze organizacji i wyszkoleniu karolińskich sił zbrojnych.
Zgodnie z postanowieniem sejmu niemego 1717 roku w osiemnastotysięcznym kompucie
wojska koronnego husaria miała liczyć 1000 koni. Wielkie przywiązanie braci
szlacheckiej do tej jazdy spowodowało pozostawienie jej w kompucie, choć
należało ją rozwiązać i zaciągnąć potrzebną piechotę. Husaria przetrwała jeszcze
kilkadziesiąt lat, aż do połowy lat siedemdziesiątych XVIII wieku, gdy utworzono
brygady kawalerii narodowej. Nadal jednak roty husarskie świetnie prezentowały
się podczas parad i uroczystości pogrzebowych. To właśnie skłoniło Tadeusza
Korzona do nazwania husarzy rycerstwem pogrzebowym wieku XVIII.
Mirosław Nagielski

|