Miasto na sprzedaż...

 

Gdy pan Jerzy przechodzi obok swojego zakładu, w którym przepracował ponad 35 lat, ogarnia go oburzenie i bezsilny gniew. Mija opuszczone, zrujnowane obiekty, budowane jeszcze przed wojną, widzi, jak na zapadających się dachach wyrastają drzewa-samosiejki, a w ogromnych, zdewastowanych halach wiatr rozrzuca sterty śmieci. Jak można było dopuścić do tego, by tak wspaniałe przedsiębiorstwo, jakim były Zakłady Metalowe "Mesko" w Skarżysku-Kamiennej, efekt ogromnego wysiłku twórczego i pracy wielu pokoleń Polaków - zostało barbarzyńsko unicestwione?

 - To nie jest żadna restrukturyzacja, tylko zwyczajna grabież i celowe niszczenie majątku narodowego - mówi pan Jerzy, emerytowany pracownik Zakładów Metalowych "Mesko" w Skarżysku-Kamiennej. Jest coś zatrważającego w zadziwiającej beztrosce, z jaką władze przyzwalają na całkowity rozkład potencjału gospodarczego i militarnego państwa. Tłumaczenie tych procesów działaniem "niewidzialnej ręki rynku" to zwykłe mydlenie oczu. Kierujemy się w stronę Rejowa, rekreacyjnej części Skarżyska. Już w średniowieczu dymiły tu pierwsze piece hutnicze, a za czasów Staszica (II połowa XVIII wieku) czynna była stalownia produkująca dobrą stal dulową, czyli miękką. Skarżysko należało wtedy do tzw. Staropolskiego Zagłębia Przemysłowego. Pan Jerzy pokazuje zachowany z tamtego okresu okazały piec do wytopu stali. W czasie zaboru rosyjskiego pewne ożywienie gospodarcze w tym ubogim regionie Kielecczyzny przyniosło przeprowadzenie ważnej magistrali kolejowej iwanogrodzko-dąbrowskiej. Skarżysko stało się odtąd znaczącym węzłem kolejowym. Jednak prawdziwie dynamiczny rozwój miasta przypada na okres międzywojenny. Władze II Rzeczypospolitej wkrótce po odzyskaniu przez Polskę niepodległości niezwłocznie przystąpiły do tworzenia nowoczesnego przemysłu zbrojeniowego, uznając to za sprawę najważniejszą. Decyzja ta, podyktowana polską racją stanu, była godna podziwu, gdyż państwo w wyniku długotrwałych zaborów i krwawej wojny było biedne i zrujnowane.

W trójkącie bezpieczeństwa

Zdecydowano się na lokalizację zakładów zbrojeniowych w rejonie Kielecczyzny, doceniając jej różnorakie walory, m.in. położenie w centralnej części Polski, bogactwo złóż naturalnych, nadmiar siły roboczej. Coraz wyraźniej zaczęła się kształtować idea tzw. trójkąta bezpieczeństwa, położonego w widłach Wisły, Sanu i Dunajca. W Skarżysku miała powstać jedyna w kraju państwowa fabryka amunicji. Decyzję o tym władze podjęły w 1922 r., a już w styczniu 1923 r. przystąpiono do budowy. Do pracy w firmie ściągnięto najlepszych fachowców z całego kraju, świetną kadrę inżynieryjno-techniczną, wykształconą w renomowanych europejskich uczelniach. Pracę w zakładzie znalazła także liczna rzesza mieszkańców z okolicznych wsi. Już w 1925 r. została wyprodukowana pierwsza partia amunicji. Systematycznie rozbudowywano zakład, wyposażając go w nowoczesne urządzenia i maszyny, stale poszerzając asortyment i jakość produkowanych środków bojowych.

Dalszy rozkwit Fabryki Amunicji był związany z Centralnym Okręgiem Przemysłowym, w obrębie którego znalazło się Skarżysko. Plan COP w intencji jego twórców (zwłaszcza wicepremiera i ministra skarbu Eugeniusza Kwiatkowskiego) miał nawiązywać do tradycji wywodzącej się od Staszica i F. Druckiego-Lubeckiego. Budowa okręgu, obejmującego swym zasięgiem ponad 15 proc. powierzchni kraju i 18 proc. ludności, miała przeobrazić zacofaną gospodarczo Polskę, wyrwać ją z zapóźnienia cywilizacyjnego spowodowanego długotrwałą niewolą i przekształcić w nowoczesne, uprzemysłowione państwo. Działania te miały przynieść krajowi nie tylko określone korzyści ekonomiczne, ale także poważnie wzmocnić jego obronność.- To był imponujący plan, realizowany z rozmachem, rozumnie i konsekwentnie. Dzieło polskich inżynierów i efekt polskiej myśli technicznej - zauważa pan Jerzy. - Proszę sobie wyobrazić, że do wybuchu II wojny wybudowano sto dużych, świetnie funkcjonujących zakładów przemysłowych, m.in. zaporę i elektrownię w Rożnowie, kombinat metalurgiczny i fabrykę sprzętu wojskowego w Stalowej Woli, mielecką fabrykę samolotów, fabrykę karabinów w Radomiu, silników lotniczych w Rzeszowie, broni w Starachowicach, fabrykę materiałów wybuchowych w Pionkach. No i oczywiście, znacznie rozbudowano Fabrykę Amunicji w Skarżysku - podkreśla. Równocześnie z dynamicznym rozwojem zakładu rosło i bogaciło się miasto. Oglądam dzielnicę z okresu międzywojennego, zbudowaną dla pracowników Fabryki Amunicji. Piękne, jedno- i dwupiętrowe domy o podwyższonym jak na owe czasy standardzie. Wraz z obszernym, wygodnym mieszkaniem pracownik otrzymywał kilkuarowy ogródek obok domu. Osiedle wyposażono w ośrodek zdrowia, przedszkola, szkoły, dom kultury, wybudowano solidne drogi. Wszystkie budynki - ładne, harmonijnie wkomponowane w równinny krajobraz, do dziś prezentują się znacznie lepiej niż banalne blokowce w innej dzielnicy.- To był zaszczyt pracować w Fabryce Amunicji - kontynuuje p. Jerzy. - Mój ojciec i wszyscy jego koledzy tam zatrudnieni uważali to za swoistą nobilitację. Utożsamiali się z zakładem, chcieli pracować jak najlepiej. Amunicja produkowana w Skarżysku osiągała najwyższe światowe standardy, zwycięsko konkurowała na rynkach światowych z produktami renomowanych firm zbrojeniowych. Fabryka miała dużo zamówień na rynek polski. Była głównym dostawcą amunicji dla naszej armii, zdobywała rynki zagraniczne.

W rękach okupantów

Wybuch II wojny zniweczył wspaniałe plany gospodarczego rozkwitu Polski. Wkrótce wszystkie zakłady zbrojeniowe na Kielecczyźnie przejęli Niemcy i zaczęli je wykorzystywać do swoich militarnych celów. Fabrykę Amunicji w Skarżysku i fabrykę "Granat" w Kielcach przejął koncern Hugo Schneidera AG ("Hasag") z Lipska. Oprócz Polaków okupanci zaczęli w niej masowo zatrudniać Żydów, traktując ich jak darmową siłę roboczą. Przy zakładach "Hasag" w Skarżysku okupanci wkrótce zbudowali piec krematoryjny, identyczny jak w KL Auschwitz. Niemcy uśmiercili tu około 35 tysięcy Żydów. Prochy swych ofiar rozsypywali po okolicznym lesie. Dramatyczny był również los tutejszych Polaków. Ponad 9 tysięcy naszych rodaków ujętych w łapankach wywieziono do pracy w III Rzeszy. Szczególnie tragicznym momentem z okresu okupacji, który p. Jerzy zna z relacji swego ojca (udało mu się przetrwać w fabryce, bo Niemcy cenili jego fachowość), był dzień, w którym okupanci zabili pracownika zakładu. Jego ciało umieścili przy głównej bramie, gdzie wisiało przez kilka dni. Stracił życie, bo przemycał broń dla ukrywających się w pobliskich lasach partyzantów z AK. Pod koniec wojny Niemcy dokonali bezprzykładnej grabieży maszyn, aparatury technicznej, a nawet surowców.

Agenci zamiast fachowców

W latach powojennych, w zupełnie już innych realiach politycznych i gospodarczych, w Skarżysku zaczęto powoli uruchamiać zakłady zbrojeniowe pod nową nazwą: Zakłady Metalowe "Mesko". Produkcję rozpoczęto, kontynuując przedwojenne plany, opracowane jeszcze w ramach COP. Było to możliwe, bo w zakładzie przetrwała część dawnej kadry inżynieryjno-technicznej i robotników. Początkowo fabryką kierował świetny przedwojenny fachowiec inżynier Jarzębiński. Wkrótce jednak usunięto go w ramach "oczyszczania kadr z elementu niepewnego politycznie". Zaczęła się sowietyzacja zakładu. Jego szefami zostawali partyjni ignoranci "z klucza". Cały przemysł zbrojeniowy zaczął funkcjonować w ramach Układu Warszawskiego, pod ścisłą kontrolą i według licencji wschodniego sąsiada. W fabryce zatrudniono sporą ilość agentów UB i kontrwywiadu. W okresie tzw. popaździernikowej odwilży w 1956 r. żadnemu z nich nie spadł włos z głowy, a nawet, ku oburzeniu pracowników, tworzono dla nich specjalne stanowiska. Przez cały czas produkowano tu w sposób utajniony sprzęt wojskowy, m.in. kilka generacji rakiet o parametrach nie odbiegających od standardów światowych. Początkowo na podstawie licencji obcych, a znacznie później także w oparciu o własną dokumentację, opracowaną przez Ośrodek Badawczo-Rozwojowy istniejący w zakładach od lat 70.

W latach 80. wybudowano nowoczesny zakład, przystosowany do produkcji sprzętu wojskowego nowej generacji. Obecnie jest on wykorzystywany w symbolicznym stopniu. Równolegle z produkcją wojskową uruchamiano produkcję cywilną, która z biegiem czasu zaczęła dominować. "Mesko" stawało się ogromnym kombinatem przemysłowym, przynoszącym duże zyski. W latach 70. otwarto w nim dużą, nowoczesną fabrykę, wytwarzającą sprzęt gospodarstwa domowego. Oparto ją na wzorach japońskich. Asortyment towarów produkowanych przez sektor cywilny zakładu był niesłychanie bogaty: m.in. proste narzędzia i maszyny, kalkulatory, maszyny włókiennicze, oprawy oświetleniowe, traktory ogrodowe z przyczepami, kosiarki, kuchnie gazowe, rowery, narzędzia precyzyjne, długopisy, sprzęt AGD. W szczytowym okresie swego rozwoju (lata 80.) ZM "Mesko" zatrudniały około 12 tysięcy ludzi. Prawie z każdej rodziny ze Skarżyska ktoś tu pracował. Do fabryki należało m.in. 9 zakładów branżowych i 42 wydziały produkcyjne, zlokalizowane na olbrzymiej powierzchni użytkowej około 9 kilometrów kwadratowych; liczne obiekty wczasowe, sportowo-rekreacyjne, hotele.

Jak po trzęsieniu ziemi

W 1989 r. dysponujący ogromnym majątkiem i potencjałem ludzkim zakład zaczął być restrukturyzowany. Co się dzieje z jedną z największych polskich firm po 13 latach? Zamiast odpowiedzi p. Jerzy pokazuje mi olbrzymie budynki należące niegdyś do fabryki. Widok jest porażający! Wielkie, opustoszałe, pozbawione okien betonowe szkielety hal fabrycznych, porastające chwastami przypominają krajobraz po bombardowaniu albo trzęsieniu ziemi. Zakład został unicestwiony, tylko na niektórych wydziałach tli się jeszcze produkcja. Zwolniono większość zatrudnionych: około pięciuset co roku, w ubiegłym aż 70 procent kadry inżynieryjno-technicznej z Ośrodka Badawczo-Rozwojowego. - Wygląda to na celowe niszczenie polskiej myśli technicznej - komentuje ten fakt były pracownik. Dziś pracuje w ZM "Mesko" około 2 tys. osób, z których część ma być zwolniona. Tym, którzy jeszcze figurują na liście załogi, wypłaca się głodowe pensje z paromiesięcznym opóźnieniem lub w ratach. Widmo utraty pracy grozi właściwie wszystkim. Wierzyciele (głównie Urząd Miasta) przejęli za długi najlepsze obiekty zakładu, większość z nich sprzedano za grosze. Ponad połowę budynków i hal fabrycznych pozostawiono bez nadzoru, bo nie bardzo wiadomo, co z nimi zrobić. Popadły więc w ruinę. Cenne wyposażenie upadających zakładów sprzedano za bezcen tajemniczym spółkom z o.o., mnożącym się jak grzyby po deszczu. Taki sam niezasłużenie nędzny los spotkał fabrykę "Fosko", produkującą znakomite zdrowotne, atestowane buty dla dzieci. Od 10 lat urzęduje tam likwidator, sowicie wynagradzany.

Pozostawieni sami sobie

 Wszystko to, co stało się z ZM "Mesko", świadczy dobitnie, że ani władze centralne, ani - tym bardziej - kolejne zarządy firmy nie mają sensownego pomysłu na to, co zrobić z zakładem w nowych warunkach ekonomicznych i politycznych. Nie chcą lub nie potrafią skorzystać z doświadczeń naszych sąsiadów, którzy z podobnymi problemami uporali się całkiem nieźle (np. zakłady w słowackim Trencinie, o profilu produkcji zbliżonym do Skarżyska, radzą sobie bardzo dobrze). Wszyscy są zgodni co do konieczności wprowadzania zmian w przemyśle zbrojeniowym, ale zmiany te muszą być mądrze sterowane. Zmniejszenie zamówień na sprzęt wojskowy dla kraju i na eksport powinno być umiejętnie rekompensowane wzrostem produkcji cywilnej w zakładzie.

Tymczasem w Skarżysku razem z produkcją wojskową rozprawiono się przy okazji i z asortymentem cywilnym, a Polskę zalały nie lepsze od wytwarzanych na miejscu towary z zachodniej Europy, głównie Niemiec.- Tłumaczenie upadku naszych zakładów brakiem zamówień wojskowych i embargiem wobec dotychczasowych odbiorców nie jest do końca wiarygodne. Bo jak w takim razie można wytłumaczyć sukcesy istniejącej od niedawna w Łodzi firmy Wifama-Prexer, zajmującej się produkcją uzbrojenia? Według ostatnich doniesień prasowych, firma ta, ciesząca się najwyraźniej poparciem władz, rozwija się prężnie i nie narzeka na brak zamówień, m.in. z MON-u - twierdzi p. Jerzy. Tymczasem pozostawione samo sobie Skarżysko "umiera". Bezrobocie wzrosło do około 30 procent, bo wraz z ZM "Mesko" upadło wiele innych zakładów. Na tle ogólnej mizerii, frustracji, pozbawionych pracy lub zagrożonych jej utratą ludzi - bulwersuje znakomita kondycja finansowa prezesów, członków rady nadzorczej i etatowych działaczy związkowych ZM "Mesko". Ich zarobki - kilkadziesiąt razy większe od głodowych pensji inżynierów i robotników - mają się nijak do wyników ekonomicznych przedsiębiorstwa. Wydaje się, że w Skarżysku wszystko jest już na sprzedaż, za bezcen. Pojawiają się więc obcy; czemuż mają nie skorzystać z nadarzającej się okazji. W 1997 r. pewien Niemiec wykupił ciepłownię i kotłownię miejską. Teraz, jak mówią mieszkańcy, przymierza się do przejęcia kolejnych firm, m.in. transportu miejskiego. Rok temu pojawił się w mieście Żyd z Izraela, domagając się zwrotu ziemi. Na terenie, który chce odebrać, stoją rozległe, niszczejące hale fabryczne. Jednak obywatel Izraela nie jest zainteresowany budynkami, chce tylko ziemię i wszystko wskazuje, że ją otrzyma. Widząc to, co stało się w Skarżysku - i nie tylko tutaj! - jak w barbarzyński sposób zniweczono, będący naszym wspólnym dobrem wspaniały dorobek wielu pokoleń Polaków, twórca COP Eugeniusz Kwiatkowski przewraca się w grobie!

***

Design by: Izabela Kurkiewicz

Copyright (c) 2006 - 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone.